-
Ku zażenowaniu rodziny, robił też swój wielki teatr w mieszkaniu. Miał 10 lat, kiedy go maszynista z Teatru Polskiego zagarnął z ośmiu kolegami i kazał statystować w „Chorym z urojenia”. Teraz, po latach, powiada smętnie: „Z łapanki mnie wzięli, psubraty, do dziś nie wypuścili”. Po prawdzie była to zawrotna kariera. On pierwszy się wybił z jedenaściorga dzieci malarza pokojowego, mieszkającego z rodziną w dwóch izbach na rogu Topieli i Zajęczej. Ta Topiel nie pochłonęła go więc, jak tylu innych, i jakoś sobie z życiem poradził. „Dzieciństwo było trudne, bo pod górę” — powiada teraz. Ale pod górę, Oboźną, szło się, a raczej leciało na skrzydłach do teatru pana Szyfmana.
