-
Przez dwie godziny nie schodzi w „Wariacie” ze sceny; musiał się nauczyć tekstu, wypełniającego sporą książkę. Równocześnie — na zmianę z „Wariatem” — gra w czterech innych sztukach („Noe i jego menażeria”, „Cimbelin”, „Chłopcy”, „Intryga i miłość”) i przygotowuje dwa duże spektakle telewizyjne. Czy aby z tym chorym sercem to nie legenda, panie Tadeuszu? Wszyscy wiedzą, że szczera prawda. Są przyczyny, dla których aktor jest taki ociężały w ruchach, niezdarny, prawie zawsze zmęczony. Takim był na ekranie w postaci pana Anatola, taki jest w życiu. Słaby, ściszony, błądzący, surrealistyczny. Nagle jednak potrafi wybuchnąć ostrym głosem, podkreślić słowa mocnym gestem. Jest więc również sobą, kiedy w wielkiej roli Eugeniusza w „Tangu” Mrożka woła do Artura: „Opanuj się. Wstań, żeń się. Załóż rodzinę, myj zęby, jedz widelcem i nożem. Niech świat znów usiądzie prosto i nie garbi się! Zobaczysz, że nam się uda”.
