Z rozczuleniem wspomina te czasy wybitny prawnik, profesor Eugeniusz Jarra: „Jak żywo widzę cię, kochane miejsce moich odpoczynków, spotkań i słodyczowej aprowizacji; mógłbym poustawiać wszystko na dawnych sprzed lat miejscach… Otwieram drzwi i uderza mnie zapach «bliklowski»: mieszanina ciast, konfitur, czarnej kawy, z dymem papierosów, cygar, i fajek. Na lewo siedzi na tronie kasjerka, czasem groźna, częściej uprzejmie uśmiechnięta. Od niej biegnie w głąb sali, pod ścianą, bufet z mnóstwem nieprzezwyciężonych powabów-przysmaków. Przy końcu tej rozkosznej barykady widzę słusznego wzrostu młodego bruneta, patrzącego władczo na salę. W pewnym momencie rzuca wzrokiem na mnie, odwraca się do jakiejś czeluści w ścianie za sobą i woła: «Dziesięć bez dla profesora Jarry!
