-
W dzień zaślubin państwo młodzi udali się najpierw do hodowcy, gdzie nabyli bulgoda francuskiego, a później dopiero do kościoła; nowy nabytek pojechał karetą na spacer w Aleje… Entuzjazm pani Lubowidzkiej dla psów stygł w miarę powiększania się stanu posiadania w inwentarzu żywym. Dziś sytuacja odbiega dość znacznie od punktu wyjścia. Żona hodowcy, pracownik Instytutu Zoologicznego PAN, wychodzi z domu wcześnie rano, a wraca późnym wieczorem. Córka szuka schronienia u narzeczonego; przygotowuje się właśnie do egzaminu z gry na skrzypcach, co bardzo lubią buldogi, wtórując przy wprawkach melodyjnym wyciem.
