-
Budżet domowy? Lepiej nie pytać. Zwłaszcza pani domu. Już w dzieciństwie Lubowidzki zbierał po polach i ulicach bezdomne psy, karmił je i leczył. Z każdym rokiem zainteresowanie psami wzrastało. Kłopoty finansowe i drwinki bliźnich zbywał milczeniem.Pan Zdzisław umawia się dziś ze znajomymi tylko w kawiarniach, do których wolno wprowadzać psy, np. w „Ujazdowskiej” lub „Świteziance”. Wozi swoich pupilów pociągami; zdarzało się, że ulokowana na półce bagażowej kilkunastokilogramowa suka spadała nagle przy hamowaniu na głowę któregoś pasażera. Na ulicy spotyka się inżyniera w towarzystwie jednego lub dwóch buldogów.Wiesz, martwię się, Zdzisław tak źle wygląda — powiada kiedyś pani Lubowidzka do koleżanki.
